kubek w spódniczce

zawsze zadziwiały mnie i zadziwiają nadal różnice w postrzeganiu świata. kiedyś nawet napisałam: 'każdy widzi zależnie od swojej wady wzroku'. nie to, że jestem taka filozofka, po prostu frapuje mnie ten temat :-)

i tak - można pokazać ten sam obrazek kilku osobom, a każda zauważy na nim coś innego. ba! niektóre może w ogóle nie zwrócą uwagi na to, co jest na nim oczywistym tematem przewodnim dla większości. wiem, że to nic odkrywczego, ale... frapuje mnie :-)

'idziesz na fajka?' - ostatnio dość regularnie słyszę taką propozycję, na którą reaguję uśmiechem i niezmiennym 'no coś Ty!'. to prawda, że mam czasem wielką ochotę zapalić, choć podbudowę owa chęć ma masakrycznie mizerną. otóż palaczem nigdy się nie stałam. po prostu nie urodziłam się nim i koniec. historia prób wykorzystania produktów koncernów tytoniowych w moim przypadku mieści się na jednej karteczce typu post it w najmniejszym dostępnym rozmiarze. pierwsze cygaro zapaliłam w wieku 30 lat. i niestety, albo stety [i cygaro ma dwa końce] uwieczniłam ów postępek w formie obrazu ruchomego.
z sentymentem przeglądałam archiwum [jak zwykle w moim przypadku tylko trochę uporządkowane ;-)] zdjęć zrobionym aparatem MAVICA. dawne to czasy, ale jakie fajne :-) dziś ta maszyna leży w bezpiecznym miejscu i na nic nie czeka. zapisywała fotki na dyskietce 3,5 cala, a netbook, dzięki któremu dziś wszystko i wszyscy są pod ręką, nie ma już nawet napędu cd..

prosto z owej dyskietki można było wysłać coś komuś w świat od razu. uwierzcie, to był czad! :-) aparat dostałam od Roberta, a czas po tym fakcie był najbardziej szalonym okresem uwieczniania wszystkiego za pomocą nieruchomych i ruchomych obrazków. i oczywiście w znakomitej większości Robert był pierwszym odbiorcą tego, co zapisałam przy pomocy SONY MAVICA :-)

wróćmy jednak do kubka w spódniczce.

zaproszenia 'na fajka' nie odnoszą żadnego skutku. i pewnie nie odniosą. zapaliłam raz w życiu papierosa. ruskiego, w wieku 34 lat. nie miał filtra, ale nie był cały wypełniony tytoniem. cudo ze wschodu, które podobno pali się na Syberii. taki fajek ma w 1/3 ten liściasty syf, a resztę papierowej rureczki wypełnia powietrze. trzeba pustą część odpowiednio zgnieść i przystępuje się do jarania. nie było to mistyczne przeżycie. zapewne z powodu mojego technicznego nieprzygotowania. no ale cóż - nie każdy pierwszy raz musi wryć się w pamięć podniesionym poziomem endorfin :-)

kolejnych papierosowych przygód nie przewiduję, ale Andy wciąż mnie na fajka zaprasza. odszukawszy w trochę tylko uporządkowanym archiwum zapis [krótki, bo ile może się zmieścić na dyskietce 1,44 embe] palenia pierwszego cygara, postanowiłam podzielić się z Nim owym historycznym momentem uwiecznionym za pomocą SONY MAVICA. i co słyszę?

- Nie obraź się, ale kubek, który tam stał na stole, to miał taką dziwną spódniczkę - po co Tyś to na niego włożyła?

nic o paleniu! zupełnie!
żadnych pytań, czy to mi chociaż smakowało...

świat... niby wszyscy widzimy ten sam, ale każdy ma swój.

lubię obserwować świat wg Andy'ego. zaskakuje mnie.
czy kubek miał spódniczkę? ale zagadka! :-)

z produktów tytoniowych najlepiej smakowały mi cygaretki MOODS. wypaliłam pięć sztuk - między cygarem a ruskim papierosem. mam jeszcze kolejne pięć.

trzymanie ich w wiklinowym koszyku jest dla mnie wystarczającym przejawem dekadencji...


na razie ;-)

JoomSpirit