akwarela kazimierska
potoczyłam się prosto pod stopy cyganki siedzącej
koło studni na rynku wróżąc z jej oczu zadziwienie nieba
i gorącą kawę z mlekiem bez której zupełnie nic
nie potrafię pozostać jak liść z niewielkim oporem
i nadal własnym kształtem powoli stukot kół wózka
kobiety zgarniającej kasztany z bruku uwiódł mnie
profil wyrysowany w powietrzu dymem znad niemożliwego
ogniska wśród kropel uwięzionych zbyt pośpiesznie
lgnę do surowej wikliny posłusznie oddającej życie
wyobraźni w kapeluszu sprzedanym na pchlim targu