babie lato

kiedyś przeczytałam, że najlepszy czas na postanowienia, zmiany, podejmowanie wyzwań to babie lato właśnie. ktoś tam próbował dowieść, że jesteśmy optymistycznie nastawieni do życia o tej porze roku, bo wypoczywamy, podróżujemy, kąpiemy się w słońcu...

nie wiem, dlaczego to mi się tak nagle przypomniało. czyżbym chciała coś postanowić? albo zmienić? coś rozpocząć? albo zakończyć?

po serii pytań, na które nie udzieliłam [być może jeszcze] odpowiedzi, dopadła mnie taka refleksja nieznaczna.

był taki czas w moim życiu, że wciąż dążyłam do stanu nazywanego przeze mnie 'constans'. interesowała mnie tylko stabilizacja i niezmienność. całą swoją energię, siłę, emocje, rozsądek kierowałam na 'constans'. gdy tylko namiastka tego czegoś majaczyła na horyzoncie, zaraz było jakieś bum i po zawodach... zbierałam odłamki misternie budowanej stabilizacji i wyczerpana zaczynałam od nowa.

powtarzałam te swoje rytuały z uporem godnym osła, starając się właściwie o jedno - by zyskać kontrolę. bo według mnie kontrolę należało po prostu mieć. i już. i nie ma gadki.

nie wiem, w którym momencie stało się inaczej. nie pamiętam, choć pamięć mam cholernie dobrą, co czasem pomaga, niekiedy przeszkadza.

ale

od kiedy kontroluję coraz mniej, coraz więcej mi się udaje.
od kiedy nie boję się, że znów będzie rozpierducha, rozpierducha nie nadchodzi.
od kiedy nie robię postanowień w nowy rok, z końcówką lata przychodzą dobre zmiany.

 

jedno się jednak nie zmienia

z uporem godnym osła powtarzam - choć dziś zupełne inne - rytuały :-)

 

JoomSpirit