? notes w kratkę ?

moje zapiski - niedługie teksty o wszystkim. komentuję mniej lub bardziej poważnie to, czego doświadczam, czego się dowiaduję, o czym myślę, co zauważam.

 

babie lato

kiedyś przeczytałam, że najlepszy czas na postanowienia, zmiany, podejmowanie wyzwań to babie lato właśnie. ktoś tam próbował dowieść, że jesteśmy optymistycznie nastawieni do życia o tej porze roku, bo wypoczywamy, podróżujemy, kąpiemy się w słońcu...

nie wiem, dlaczego to mi się tak nagle przypomniało. czyżbym chciała coś postanowić? albo zmienić? coś rozpocząć? albo zakończyć?

po serii pytań, na które nie udzieliłam [być może jeszcze] odpowiedzi, dopadła mnie taka refleksja nieznaczna.

był taki czas w moim życiu, że wciąż dążyłam do stanu nazywanego przeze mnie 'constans'. interesowała mnie tylko stabilizacja i niezmienność. całą swoją energię, siłę, emocje, rozsądek kierowałam na 'constans'. gdy tylko namiastka tego czegoś majaczyła na horyzoncie, zaraz było jakieś bum i po zawodach... zbierałam odłamki misternie budowanej stabilizacji i wyczerpana zaczynałam od nowa.

powtarzałam te swoje rytuały z uporem godnym osła, starając się właściwie o jedno - by zyskać kontrolę. bo według mnie kontrolę należało po prostu mieć. i już. i nie ma gadki.

nie wiem, w którym momencie stało się inaczej. nie pamiętam, choć pamięć mam cholernie dobrą, co czasem pomaga, niekiedy przeszkadza.

ale

od kiedy kontroluję coraz mniej, coraz więcej mi się udaje.
od kiedy nie boję się, że znów będzie rozpierducha, rozpierducha nie nadchodzi.
od kiedy nie robię postanowień w nowy rok, z końcówką lata przychodzą dobre zmiany.

 

jedno się jednak nie zmienia

z uporem godnym osła powtarzam - choć dziś zupełne inne - rytuały :-)

 

suma wszystkich zatrzymań

to miał być rok praktykowania wdzięczności i medytacji - co chyba mi nie wyszło tak, jak sobie to wyobrażałam, ale nie pierwszy raz moje wyobrażenia minęły się z rzeczywistością. i to tak naprawdę jest odkrytą na nowo nauką wyniesioną z ostatnich miesięcy - nie wyobrażać sobie zbyt wiele, nie skupiać się tylko na wyobrażaniu sobie. jak rozpoznać ten moment, w którym osiąga się pewien poziom sprawności w jakiejś dziedzinie? prawdziwy mistrz zawsze znajdzie taką przestrzeń, którą jeszcze powinien w sobie rozwijać. to nie z autopsji, nie jestem mistrzynią, tak myślę po prostu i wiem, nie odkrywam ameryki. żyję zresztą w niesłabnącym przekonaniu, że wszystko już było; już zostało wypowiedziane, obmyślone, nazwane i spisane, a jedyna rzecz warta uwagi, to cisza w naszym życiu, bo dzięki niej właśnie jesteśmy w stanie naprawdę przeżywać to życie.

zatrzymanie i podziękowanie - niby proste i naturalne, okazuje się czasem takie odległe. a przecież tylu wokół pięknych ludzi, tyle rzeczy, zjawisk, tyle cudownych momentów. to prawda. wystarczy się zatrzymać. i w tym właśnie momencie zaczynają się schody. napisano tony zdań o przeszkodach: pośpiech, stres, wychowanie [wpisz to, co pierwsze przychodzi ci do głowy, na stówę pasuje]. bez zatrzymania nie ma podziękowania - nie da się. taka logika wdzięczności - jak nie zauważasz kogoś/czegoś, nie możesz być za niego/nią/to wdzięczny.

może to słaby wniosek jak na 12 miesięcy bujania się z tematem, ale wciąż jestem w pierwszej klasie i pewnie znów powtórzę rok. nie martwi mnie to wcale, bo rzecz ma się jak z filmem, który oglądasz kolejny raz [mam wiele takich filmów] - zaczynasz dostrzegać szczegóły, niuanse, wpadki... i sprawia ci to radość.

niemniej jednak progres jest nieunikniony. nawet najbardziej oporny uczeń w końcu pojmie jakąś cząstkę z nieogarnionej wiedzy, dlatego powodów do wdzięczności zauważam w sobie i wokół siebie coraz więcej. a szczególnie w tym roku?

1. teksty mojej córki - chwila, w której kolejny raz uświadamiam sobie, że moje dziecko jest inteligentne, błyskotliwe i mądre, kiedy mnie zadziwia lub rozśmiesza do granic, kiedy prostotą swoich spostrzeżeń sprowadza mnie na ziemię... - jestem wdzięczna za to, że zostałam obdarowana taką córką, bo choć niektórzy twierdzą inaczej, uważam, że niewielka w tym moja zasługa.

2. 18 lat małżeństwa i nadal uważam, że mój mąż jest moim najlepszym kumplem!

3. skok na bombę - zabawna sprawa, choć z pozoru nie wygląda na nic niesamowitego, ale dla osoby, która generalnie wody się boi, skok do basenu jest dłuuugą chwilą szaleństwa. muszę dodać, że miny męża i córki - bezcenne!

4. warsztaty - wyjście poza moją zawodową strefę komfortu - przygotowałam i przeprowadziłam je pierwszy raz. poruszające przeżycie. praca jest niesamowitą wartością - uczę się wciąż to doceniać.

5. pierwszy od wielu lat wyjazd w góry - kiedy to po dniu łazikowania doceniasz smak ciepłej zupy pomidorowej, rozmawiasz z ludźmi na szlaku, jakby byli twoimi znajomymi nie od dziś, a deszcz ma zapach - jestem wdzięczna za magię niepozornych sytuacji, prostych przyjemności, zwykłych spotkań, nie tylko tych w górach, ale zdarzających się każdego dnia.

6. umiem zamówić kawę po amharsku, taką z mlekiem i bez cukru - uwielbiam uczyć się języków, daje mi to ocean satysfakcji, mam łatwość w zapamiętywaniu, to prawda, ale wspanialsza jest możliwość i dostęp do nauki. świadomość, że jeśli tylko zapragnę nauczyć się mandaryńskiego, po prostu to zrobię.

7. nie kupiłam w listopadzie kalendarza i nie przepisałam do niego wszystkich potrzebnych informacji, planując szczegółowo kolejne weekendy. jestem niewolnicą planowania, uzgadniania, rozmieszczania w czasie prawdopodobnych działań. nie byłam nigdy mistrzynią bycia tu i teraz, i nadal ją nie jestem, ale zrobiłam mały krok w tym kierunku.

8. kampinos - mieszkam obok i czerpię garściami z siły lasu. z jego spokoju. to niby takie oczywiste, bo w końcu mieszkam obok i znam ten park od dziecka. staram się być wdzięczna za rzeczy oczywiste. takie jak sąsiedztwo kampinosu, zdrowie rodziców, szczęśliwy powrót do domu, obiad, wyjście na gorącą czekoladę, wieczory filmowe...

9. wiara, nadzieja i miłość - jestem wdzięczna za niczym nieograniczaną możliwość powrotu do źródła, nieważne, jakbym się pogubiła.

lista pewnie nie jest doskonała, ale już nie chodzi mi w życiu o to, by być doskonałą. więc o co chodzi? pewnie odkryję to na nowo w 2015 roku, powtarzając kolejny raz pierwszą klasę w szkole praktyki wdzięczności i medytacji.

postanowień noworocznych jak zwykle nie będzie...

zamiast postanowień myśl przewodnia:

'It always seems to be impossible, until it's done' - Nelson Mandela

 

to do list...

/znalezione w necie/

z dziennika zagorzałej fanki nordic walking:

dzień lutowy, nieco śnieżny. maszeruję drogą równoległą do wału wiślanego, wtem widzę, jak stado koni [na moje przerażone oko jakieś 7-10 sztuk) galopuje z przeciwka. zapewne z pełnią gracji i lekkości wskakuję w przydrożne krzaki. konie mijają mnie w tempie ponad ekspresowym, oczywiście bez cienia zainteresowania mną schronioną w badylach. oszołomiona wychodzę na drogę, niezwykle równym i jakże sprężystym krokiem oddalam się z miejsca zdarzenia. drogą jedzie samochód, zatrzymuje się obok mnie, pan opuszcza szybę i z uśmiechem na twarzy pyta:
- czy widziała pani moje konie?
- tak, prosze pana - odpowiadam jakby spokojnie - skręciły w pierwszą drogę w lewo.

spotkanie z psem, który jakimś cudem pokonał ogrodzenie, uważam od dziś za megalajcik.

JoomSpirit