boski Andy i przyjaciele

w czasie letnich wyjazdów nagle budzi się we mnie wściekła pasja czytelnicza. staram się cały rok mieć w torbie jakąś książkę i regularnie przesuwać w niej zakładkę, ale to nie to samo. podczas wakacji książki pożeram, łykam, pochłaniam. nigdy jednak nie umiem oszacować tego apetytu i zazwyczaj zabieram zbyt mało woluminów, które mogłabym zbeszcześcić na plaży, pod parasolem, czy też na tarasowym leżaku. z tego powodu padam ofiarą lichych geszeftów urządzonych w namiotach, w których można kupić roczniki wszelkich możliwych periodyków z dołączonymi gadżetami, filmy na dvd, jakich tylko dusza zapragnie, kolorowanki dla dzieci, talie kart. no i książki. książki nieistotne, przeleżane, odrzucone. czasem znajdzie się wśród nich jakaś perełka [w moim, mocno subiektywnym, mniemaniu]. jednego roku kupiłam 'Stracone złudzenia' Balzaka. innym razem 'Pamiętniki hrabiego Monte Christo' Taillandiera. zazwyczaj niestety staję oko w oko z nieprzebraną ilością pozycji za pięć złotych, które rekrutują się z serii 'w spódnicy', 'na obcasach', czy 'z czerwoną różą'.

swoją drogą - niezwykle rzadko tu klnę - wkurwia mnie to klasyfikowanie spódnicowe. czy ktoś widział serię książek 'pod krawatem' czy 'w wykrochmalonym kołnierzyku'? to tworzenie specyficznych produktów dla kobiet doprowadza mnie do szału... samochód dla kobiet na przykład. cóż to takiego niezwykłego? wibrator ma w siedzeniu? telefony dla kobiet. taryfy dla kobiet. kobiece aparaty fotograficzne, w sam raz do torebki. rzygać się chce!

wpadłam jednak w tę marketingową sieć, ponieważ w namiotowych księgarniach kreowano potrzeby. a ja byłam w nagłej. zostałam dobrą klientką, bo seryjnie pisane tomy pozbawiałam cnoty z średnią prędkością jednego na dobę. nie dziwi więc mnie specjalnie to, że dziś, z perspektywy roku, dwóch, trzech, stały się dla mnie zbiegowiskiem przystojnych i muskularnych Johnów oraz satelitujących im [choć oczywiście na swój wyrafinowany sposób wyzwolonych] pięknych i zadbanych Amand.

tylko 'Boski Andy i przyjaciele' jakoś nie wtopił się w tłum. ostatnio przypomniała mi się ta książka. pewnie dlatego, że opowiada o nieuchronności przemijania. o zmianach, na które nie ma się wpływu. bo nie miało się mieć, albo zbyt późno dopuściło się do własnego mózgu myśl, że nadejdą i zabrakło czasu na reakcję.

w wakacyjnym geszefcie zdecydowanie zaintrygował mnie tytuł tej książki. myślałam, że to opowieść o cudownym playboyu, którego autorka, Celia Brayfield, ulepiła na kształt Apollina. w końcu czego można spodziewać się po serii 'literatura na szpilkach'.

czas mi też ucieka. jak bohaterowi książki. żyję szybko. odmierzam tygodnie, nie dni. coraz mniej zauważam. nie wiem, kiedy winobluszcz wspiął się pod dach altany, a miał tego wcale nie zrobić. 

ciekawe, jak wyglądałaby książka 'boska ewa i przyjaciele'...
w chwili niczym niezmąconej pewności siebie skłonna byłabym pomyśleć o sobie 'prawie jak boska'. a przyjaciele? boski Andy miał ich obok siebie przez jakąś połowę życia. ja zaś słowa przyjaźń boję się nadużywać.

JoomSpirit